Sunday, 8 June 2025

O uprzywilejowaniu

Taki felieton napisałam, ponownie na fb. Wywiązała się pod nim dość ciekawa dyskusja, tak że przeklejam z zastrzeżeniem, że to felieton, forma lekka i cała zakwasowa metafora jest mocnym uproszczeniem, bo jak pisze jeden z rozmówców, rozmaite uprzywilejowania się w prosty sposób nie dodają i nie odejmują. 

tldr; Polska to nie Stany. Świat jest złożony. Nie jestem wyrocznią. Inny wniosek: mobilność społeczna jest u nas wyższa.

Zauważyłam taką rzecz: jeśli ktoś komuś wymyśla od uprzywilejowanego, najprawdopodobniej sam jest uprzywilejowany. Jeśli ktoś jest nieuprzywilejowany, zazwyczaj tego pojęcia nie zna (lub zna, ale i tak ma na głowie nieco inny poziom problemow), a zetknięty z nim najprawdopodobniej zaserwuje nam jedną z trzech reakcji 1) nie wiem, nie znam, zarobiony/a jestem; 2) jak to nieuprzywilejowany?! Ja sobie doskonale daję radę i nie potrzebuję żadnej pomocy. 3) a w mordę chcesz?

W ogóle dyskusja w Polsce o przywileju jest skomplikowana. Ja, na przykład, mieszkałam w trzech Polskach. Załapałam się na PRL w stanie rozpadu, na chaos transformacji ustrojowej oraz na w miarę stabilną rzeczywistość po akcesji do Unii. Moja babcia mieszkała w pięciu albo i sześciu, siedmiu Polskach, począwszy od tej przedwojennej i zależy czy dzielimy PRL na epoki. W każdej z nich wywracały się porządki świata i nawet warstwy uznawane za elitarne noszą w sobie taki zestaw zranień, że lepiej nawet nie zaczynać drapać.

Oczywiście istnieją całe rodziny takich, co to zawsze lądowali na miękkim: od szlachectwa, poprzez inteligencję do beniaminków partii, do majątków potransformacyjnych. Istnieją całe rodziny mieszkające na wsi, które nigdy nie załapały się na awans społeczny, jaki rozpoczął się u nas po odzyskaniu niepodległości, ze wszelkimi późniejszymi komplikacjami.

Więc jak w ogóle mówić o przywileju w kraju, w którym nie ma Rockefellerów, majątki były tracone, prapradziadowie zsyłani na Sybir, rodzice internowani, ale za to niektóre roczniki 70 ze znajomością angielskiego mają przewagę zawodową nad rocznikami 80 z dwoma fakultetami?

Czy osoba z biednej rodziny, która doszła do ogromnych zaszczytów jest uprzywilejowana, czy nadal nie? Czy utracjusz z rodziny zamożnej jest uprzywilejowany? Czy dziecko burmistrza małego miasteczka jest bardziej uprzywilejowane od dziecka bibliotekarki z Ursynowa?

Okej, to zacznijmy od tego, co to jest przywilej w warunkach polskich, a przynajmniej jak ja to widzę.

Przywilej to jest zasób, który pozwala zamortyzować burzliwe dzieje losu.

Ostatnio piekę chleby, więc wyobraźmy sobie ten zasób jako wiaderko zakwasu. Za każdą rzecz, która wzmacnia, dokarmiamy zakwas w wiaderku. Za każdą rzecz, którą osłabia, trzeba wyjąć zakwasu z wiaderka i go spożytkować, co można zrobić lepiej lub gorzej. Widzimy już, że przywilej nie tylko jest relatywny. Jest też zmienny. Oraz jeśli jest regularnie dokarmiany, ale nic się z niego nie zabiera, może rosnąć tak, że pospiernicza ze słoika.

Weźmy przykład: wychowałam się na warszawskim Ursynowie, z dobrą infrastrukturą, bibliotekami i transportem. Dokarmiamy wiaderko. Ale były lata 80/90 i hiperinflacja. Zabieramy z wiaderka. W szkołach było przeludnienie i społeczna dżungla, zamykanie w szatni i molestowanie (wtedy nazywane „końskimi zalotami”). Zabieramy z wiaderka. Ale jakiś rodzic miał pieniądze i wyposażył pracownię komputerową. Dodajemy do wiaderka.

Urodziłam się z niezłymi możliwościami umysłowymi. Dokarmiamy wiaderko. Ale mam deficyty społeczne. Zabieramy z wiaderka. I tak można dalej, na wszystko, nie będę wymieniać, summa summarum: moje wiaderko nigdy nie wyczerpało się do końca, dokarmiałam je starannie, jestem w punkcie, w którym mogę jeszcze tego zakwasu trochę pomnożyć. Ale nadal na różne rzeczy muszę wyjmować.

No dobra, a gdzie tu miejsce na własną pracę i bycie kowalem własnego losu, etc.

No można mieć puste wiaderko. Mogło się w życiu zadziać tyle rzeczy, a równocześnie mieć taki punkt startowy, że nie było z czego płacić.

Można w ogóle nie wiedzieć, jak się robi zakwas.

Można mieć niezły punkt startowy, a i tak kończymy bez przywileju, bo się zjadł. Może nawet dlatego, że ktoś jest miernym piekarzem. A może dlatego, że trzeba wyjmować, i wyjmować i wyjmować i czasem święty Boże nie pomoże.

Może przyjść złośliwy los i zapleśnieć cały zakwas.

Można go mieć, ale nie dużo i się nie zdąży namnożyć. Może troszeczkę. Wystarczająco, żeby się utrzymywać na powierzchni.

Można zacząć z poziomu średnio przeciętnego i znajdować okazje, mąkę tanio i być po prostu cholernie dobrym piekarzem. I kończymy z wiadrem, że hoho.

Można mieć wielkie wiadro kurde stuletniego zakwasu babuni nie do za**ania z zapasowymi pomrożonymi słoikami! I jak zapleśnieje jeden, odmrażamy drugi i… ale to chyba amerykańska czy też brytyjska sytuacja.

No i ktoś nam może kawałek dać. I tutaj dochodzimy do końca tej metafory, bo żywy zakwas jest żywy i można się nim dzielić. Kto wie, może ten co go przyjął, umie wyhodować swój.

Więc jak się dwóch kolesi z wielką serią słojów mierzy, który ma więcej zakwasu, a który temymi ręcami karmił, to wiecie co.

Każcie im się iść fermentować.

Thursday, 27 February 2025

Pomarańczowa apokalipsa

 Gdyby ktoś chciał wiedzieć, co tam u mnie za oceanem, w dużych zarysach.

- mniej więcej miesiąc temu nowy rząd amerykański zamroził wszystkie granty z NIH, czyli głównej państwowej instytucji, która finansuje naukę w Ameryce.

- potem wprowadził zasadę, że tzw. koszty pośrednie grantów, w tym już przyznanych, mają wynosić 15% zamiast zwyczajowch, indywidualnie negocjowanych 50-75%. Już tłumaczę, o co chodzi: każdy grant przyznawany uczelni zawiera tzw. koszty bezpośrednie – to są pieniądze przyznawane na badania, oraz koszty pośrednie – naddatek przeznaczany na prąd, wodę, zwierzęta hodowlane, laboratoria usługowe, administrację i generalnie infrastrukturę.

- to nie znaczy, że wzrosną pieniądze bezpośrednio na badania. Po prostu ścięto ten "obsługowy" naddatek.

- insult to injury, wywalanie budżetu do góry nogami w środku roku ma konsekwencje

- zaskarżono to do sądu, sąd zamroził decyzję, istniejące granty chwilowo działają jak działały. Nie wiadomo, co będzie dalej.

- ponieważ impas, w ogóle nie są prowadzone nowe spotkania recenzentów przyznających granty. Nie odbyło się spotkanie mojej sekcji i będę aplikować w drugim terminie, mając nadzieję, że drugi termin się odbędzie.

- dwa lata po pandemii mamy więc coś w rodzaju lockdownu i ten lockdown ma imię i nazwisko.

Jaką to ma w ogóle racjonalizację?

- polowanie na czarownice: uważają, że z kosztów pośrednich finansowano „DEI” czy inne inicjatywy równościowe. Przy okazji, obecna administracja ma bardzo propagandowe pojęcie o tym, co to oznacza, ale to temat na kompletnie inną dyskusję.

- uważają, że uniwersytety powinny sięgnąć do swoich prywatnych majątków, tzw. endowmentów, żeby finansować naukę. Kłopot polega na tym, że zarządzanie tym majątkiem też jest obwarowane ścisłymi regułami. „Stać nas na wszystko, ale nie naraz” – najłatwiej ograniczyć badania oraz nabór doktorantów i skupić się na studentach przynoszących czesne.

- uważają, że NIH jest zły, bo w pandemię krytykował wiadomo kogo i przyczynił się do szczepień przeciwko covidowi. Ja to ze dwa razy jeszcze powtórzę: naukowcy ocalili miliony istnień i w zamian za to należy ich ukarać i odmalować jako złoli i wrogów. Znaleźliśmy się w świecie, w którym sama idea badań naukowych jest "lewacka" i całkiem sporo osób jest przekonanych, że trzeba je zwalczać.

- to nie jest wszystko. Sama organizacja NIH ma własne laboratoria i prowadzi badania podstawowe oraz  kliniczne. Ponieważ nie jest inicjatywą komercyjną, rozwija tematy, które biznesowi się nie opłacają: mało zbadane i nowatorskie, oraz choroby, które nie są priorytetem dla korporacji (np. choroby rzadkie). Cięcia w administracji rządowej, o których nasza prasa mówiła półgębkiem, a komcionauci kwitowali jako „zwalnianie biurokratów” dotyczą także naukowców, osób prowadzących badania kliniczne itp. Głównie młodych, stażystów i doktorantów, ale ostatnio gruchnęło, że nie będą także odnawiać kontraktów osobom doświadczonym. Będą się zamykać całe laboratoria i prowadzić masowe eutanazje unikatowych zwierząt – modeli badawczych. My jesteśmy bardzo wyspecjalizowani. Stracisz jedną taką osobę, tracisz całą gałąź badań.

Nikt z tzw. szerokiej publiki o tym nie mówi. Nikt za bardzo tego nie rozumie. A w ogóle naukowcy przemądrzali są i mówią takim skomplikowanym językiem jak prymus, którego nikt nie lubi, prawda? No bo nikt nie lubi mądrali. Nie wiadomo, po co to komu. No a w ogóle to podejrzane, że niektórzy badają wirusy, a inni – środowisko.

Czy już wiecie, dlaczego się obrażam za popkulturowy obraz szalonego naukowca?

(Inny wątek, jaki się przewija jest klasowy. Dlaczego wy macie mieć dobrze, skoro my mamy źle? Niech będzie źle wszystkim, żeby razem było jeszcze gorzej. Stare jak świat - proletariacka rewolucja zjada sąsiadów, podczas gdy możni szczują jednych na drugich).

Co będzie dalej?

Nie wiem. Staram się kończyć publikację. Uniwersytet nas broni i może się uda z tego wyjść suchą nogą. Ale marzenia o własnej pracowni mogę już raczej spisać na straty. Nauka amerykańska jest w lockdownie. Zachowanie wirusa da się przewidzieć; działa według reguł prostej matematyki. Obecna ekipa rządząca - nie bardzo.

No i tyle. Nie piszę. Stresuję się. Postaram się skupić na twórczości. Może następny updejt będzie bardziej optymistyczny.  

Brońcie nauki, mimo wszystkich wad systemu jest ostoją dobrego w świecie szaleństwa.

Sunday, 2 February 2025

Wyszłam z fb, icoteras.

 Gdyby ktoś się zastanawiał, gdzie się podziałam, zdezaktywowałam przedwczoraj konto na facebooku. Prywatne, strona autorska nadal istnieje. To nie jest pierwszy raz, kiedy ewakuuję się z tej platformy i jak poprzednio, nie chodzi o jedno wydarzenie czy też zderzenie z ludźmi, ale całą ich serię. Okoliczności związane z robieniem nauki w Stanach zrobiły się nagle bardzo stresujące – a powiedzenie „przypływ podnosi wszystkie łodzie” może się nie sprawdzać w ekonomii, ale sprawdza się w przypadku poziomu stresu. Jeśli trwasz w dużym napięciu nerwowym, nie masz zasobów na radzenie sobie z pomniejszymi stresami (na przykład takimi, jak spektakularny upadek autora, którym się miało „umeblowany” pisarski pokój).

Miałam trochę czasu, żeby się pozastanawiać nad tym, co robią z naszymi głowami social media, jak zmieniają i spłycają relacje międzyludzkie. I czy naprawdę autor, badacz musi być ciągle obecny online. Nie każdy się czuje z tym komfortowo, nie każdy jest w tej obecności bardzo dobry, nie każdy jest ekstrawertyczny (lub dobrze udaje). Social media skłaniają do gigantycznego poziomu oversharingu, po którym pozostaje kac. Platformy social mediowe robią się coraz bardziej dysfukncyjne, zapchane śmieciowymi treściami wygenerowanymi maszynowo i obliczonymi na podwyższenie temperatury dyskusji. A myślenie wymaga ciszy.

Być może pisarstwo w takiej formie, w jakiej je znałam, już zanikło, przeistoczyło się w hybrydowy gatunek, gdzie performance ma tyleż znaczenia, co sama treść. A największym talentem jest wstrzelenie się w algorytmy. Być może jednakowoż pierniczę. Przypuszczam, że przekonamy się za czas jakiś.

Czy tym razem wrócę, czy nie, to się jeszcze zobaczy.

Wednesday, 8 January 2025

Co właściwie pisze Aleksandra Janusz?

Troszeczkę w ramach przypomnienia się ludziom, odrobinę w ramach tzw. placeholdera, zanim przyjdą mi do głowy nowe tematy na posty. 

 Jakie są moje teksty literackie?

Przede wszystkim oddają moje zainteresowania. Będą zatem "nerdowe" i czasem (no dobrze - często) podejmą temat mojej najnowszej fascynacji. Prócz krótkiej podyplomówki z dziennikarstwa nie mam wykształcenia humanistycznego, więc to jest trochę "literatura inżynierów", ale lubię się też bawić słowem, narracją, stylizacją. Jeśli wam to pasuje, jeśli szukacie nowych ciekawych rzeczy, to je tam znajdziecie.

Piszę też dużo o relacjach międzyludzkich - bo są dla mnie ważne - i czasem podejmuję bardzo ciężkie, emocjonalne tematy. Staram się opowiadać o nich cicho i delikatnie, żeby odpowiednie dać rzeczy słowo, ale one tam są. To tak w charakterze popularnych obecnie ostrzeżeń, czyli "trigger warningów". 

Bardzo rzadko piszę o romansach (do tej pory taki wątek pojawił się tylko raz), jeśli pojawiają się pary, to już takie istniejące. Niewiele też u mnie cielesności, jeśli jest, zaciągam bohaterom zasłonki. Taka preferencja, chociaż niczego nie wykluczam. Coś może kiedyś.
 
Opowiadania są zwykle trochę bardziej eksperymentalne tematycznie i formalnie, niż nowele i powieści. Krótka forma to idealny sposób na zrealizowanie pomysłu, który jest dobry tu i teraz, ale niekoniecznie mam ochotę ciągnąć go przez pięćset stron. Do tego służą powieści przygodowe.

W moich tekstach literackich pojawiają się bohaterowie wszelkich kolorytów i rodzajów. Nie piszę o sobie, tylko o świecie, który mnie otacza, ale bardzo możliwe, że wasz świat wygląda nieco inaczej. Jeśli tak jest, spróbujmy się porozumieć. 

Tuesday, 7 January 2025

Taktyczna kropka.

Po internecie zaczęła krążyć informacja, że FB pozbywa się moderacji i będzie pozwalać na więcej treści związanych z wolnością obrażania się nawzajem (bo wątpię, żeby algorytm zrezygnował z banowania za wykrycie biustu w fotografii porcelany). To jest moment, żeby zacząć trzymać rękę na pulsie, poarchiwizować swoje tobołki i ewakuować się, jeśli atmosfera stanie się zbyt nieprzyjemna. Zarówno X, jak i nawet Threadsy okazały się dla mnie trochę zbyt intensywne.

W tym momencie wyobrażam sobie teoretycznego trolla, który się bardzo cieszy z tego, że nie chcę czytać nieprzyjemnych rzeczy, ale ja nigdy jakoś tego nie ukrywałam. W socjalach jestem dla kontaktu z ludźmi, a nie dla adrenaliny, naprawdę mam dużo adrenaliny w życiu na co dzień, mój prywatny wall cenzuruję zupełnie osobiście, bo nie mam obowiązku wpuszczania do domu każdego, kto mi chce nanieść do niego błota i nie zmieni buciorów na papcie albo chociaż nie wytrze nóg. Docelowo postawię sobie gdzieś własną domenę niezależną od żadnego molocha. Jeszcze tam trochę będę, ale jedną nogą. 

Blog tutaj można śledzić, jeśli chcecie (i jeśli nie mówię właśnie do ściany). 

Friday, 29 November 2024

Trivia itp.

 Wahałam się, czy mam napisać tego posta, bo wyjaśnianie opowiadań to trochę jak wyjaśnianie puenty dowcipów i trochę mi głupio, ale niektóre inspiracje są tylko w domyśle, nie określiłam ich wprost (część osób może wyłapać te megalocerosy i zorientować się, jak bardzo w języku brakuje rolnictwa i metalu, ale reszta to tło i myślę, że warto je podać jako ciekawostki).

"Dlaczego nie ma klanu Kruka" dzieje się w epoce kamiennej. Ściślej mówiąc, jeśli ktoś lubi ciekawostki - jest to przełom mezolitu i neolitu, około 6-7 tysięcy lat temu (w rzeczywistości przejście między środkową a późną epoką kamienną było bardzo płynne i w jednym czasie istniały społeczności bardziej pasujące do jednej lub do drugiej kategorii).

"Wielki jeleń" to oczywiście megaloceros. Fauna i klimat odpowiadają okolicom obecnej środkowej Europy, Węgry, Rumunia, może Serbia. Gdzieś w dolinie dopływów Dunaju. 

Zwyczaje społeczności przedindustralnych, włącznie z technologią (pączkująca ceramika, wbrew pozorom pojawiła się jeszcze przed osiadłym trybem życia) oraz żywą niechęcią do prowadzenia rolniczego trybu życia w plemieniu, któremu się ta sztuka już raz nie powiodła, brałam z Graebera, ale nie tylko. Myślę, że zjawiło się tam całkiem sporo wniosków z lektur ostatnich lat. Ludy pierwotne z ogólnodostępnej popkultury są pisane na jedno kopyto: jest to zwykle kultura z jednym autokratycznym wodzem, bardzo darwinistyczna i bardzo wojownicza. Niewiele wiemy o tamtych czasach, ale patrząc zarówno na znaleziska z wykopalisk, jak i społeczności bardziej współczesne, można zgadnąć, że bywało inaczej i bardzo różnorodnie. Nasz gatunek tak naprawdę nie bardzo się zmienił przez te parę tysięcy lat.

Pomaga, jeśli wyobrażacie sobie narrację jako gawędę przy ognisku, taką, jakie opowiada jeden z bohaterów. Można ją sobie czytać z intonacją. Jest dygresyjna, ponieważ narrator nie postrzega czasu tak, jak my i nigdzie mu się nie spieszy. 

tldr;

fantasy hot pot, kryminał polityczny, tylko z jaskinowcami


Tymczasem coś nowego chyba trzeba, ale najpierw grant...