Monday, 5 June 2017

Tymczasem 90 lat wcześniej


Niniejszy post to jeden wielki cytat z Lucy Maud Montgomery, z powieści "Emilka na falach życia". Oczywiście gdy byłam młoda aspirującą, także towarzyszyły mi "Emilki" :)
Przepraszam, ale parskłam i musiałam się podzielić.

"- Miałam nadzieję, że się czegoś nauczę, czytając recenzje o mojej książce - rzekła Emilka. - Ale są one pełne sprzeczności. Jeden krytyk uważa za największą zaletę utworu to, co drugi stawia jako zarzut. Posłuchajcie tylko: „Panna Starr nie umie nas przekonać, że jej ludzie żyją naprawdę”, a tutaj oto: „...doznajemy wrażenia, że większość charakterów jest skopiowana przez autorkę z życia. Są one tak prawdziwe, tak wiernie oddane, że trudno uwierzyć, że były one dziełem wyobraźni”.

- Mówiłam ci, że ludzie poznają starego Douglasa Courcy - rzekła ciotka Elżbieta. - „Bardzo nużąca książka”, „rozkoszna książeczka”, „bardzo nieprzyjemna powieść”, „z każdej stronicy książki przemawia do nas skończony artyzm”, „wykwit niedołężnego, taniego romantyzmu”, „klasyczna powieść, pełna pierwszorzędnych zalet”, „cudna opowieść, rzadkiej wartości literackiej”, „głupia, bezwartościowa, bezbarwna, naiwna historia”, „przemijającej wartości książeczka”, „książka, którą czytać będą i przyszłe pokolenia”. I komu tu wierzyć?

- Ja bym wierzyła tylko w sądy dodatnie - rzekła ciotka Laura.

Emilka westchnęła. - Ja zaś odwrotnie: nie mogę się oprzeć wierze w sądy ujemne. Mam wrażenie, że ocenę dodatnią zawdzięczam wpływom firmy wydawniczej. Ale mało mnie to obchodzi, gdy mówią źle o samej książce. Dopiero gdy krytykują moją bohaterkę, wtedy jestem rozwścieczona i zmartwiona. Miałam czerwone koła przed oczami, czytając recenzje, zastanawiające się nad Peggy. „Wyjątkowo głupia dziewczyna”, „bohaterka jest zbyt świadoma swej roli...”

- Ja też myślałem, że ona jest zalotna - przyznał kuzyn Jimmy.
- „Nudna bohaterka”, „bohaterka jest przesłodzona, nienaturalna”, „dziwna, zbyt dziwna...”

- Mówiłem ci, że ona nie powinna mieć zielonych oczu - jęknął kuzyn Jimmy. - Bohaterka powieści musi mieć zawsze niebieskie oczy.
- Posłuchajcie tego - zawołała Emilka wesoło. „Peg Applegath jest wręcz czarująca”, „Peg jest indywidualnością i to wybitnie przykuwającą”, „jest to fascynująca bohaterka”, „Peg jest tak rozkoszna, że musimy jej wierzyć na słowo, nawet gdy powstaje w nas wątpliwość”, Jedna z nieśmiertelnych postaci dziewczęcych w literaturze światowej”. Cóż teraz powiesz o zielonych oczach, kuzynie Jimmy?

Kuzyn Jimmy pokiwał głową. Nie był przekonany.

- Tu jest recenzja dla ciebie - mrugnęła wesoło Emilka. - „Problem psychologiczny, wnikający w otchłanne głębie podświadomości, co nadałoby książce wagę i doniosłość, gdyby była nacechowana istotną szczerością”.

- Znam wszystkie wyrażenia tej krytyki z wyjątkiem dwóch - zaprotestował kuzyn Jimmy - ale razem wzięte nie mają one najmniejszego sensu.
- „Oprócz wdzięku nastrojowego i żywiołowości znajdujemy tu niezachwianą pewność rysunku poszczególnych charakterów”.
- Nie wszystko rozumiem - przyznał się kuzyn Jimmy. - Ale to brzmi dodatnio.
- „Konwencjonalna i banalna książka”. - Co znaczy: konwencjonalna? - spytała ciotka Elżbieta, której mniej kłopotu sprawiłby taki termin, jak transsubstancja lub gnostycyzm.
- „Pięknie napisane i pełne iskrzącego się humoru. Panna Starr jest prawdziwą artystką słowa”.
- O, ten jest rozsądnym recenzentem - zawołał kuzyn Jimmy.
- „Ogólne wrażenie, jakie nam pozostawia książka, jest takie, że mogłaby być znacznie słabsza”.
- Ten recenzent usiłował być najwidoczniej dowcipny - rzekła ciotka Elżbieta, zapominając, że ona powiedziała to samo.
- „Ta książka tryska bezpośredniością”. „Jest to sacharyna i melodramat, złośliwość i głupota zarazem”.
- Wiem, że wpadłem do studni w swoim czasie - rzekł kuzyn Jimmy ze smutkiem. - Czy dlatego nie mogę powiązać sensu tych recenzji?

- Tu jest jedna, którą może zrozumiesz: „Panna Starr wynalazła ogrody warzywne, podobnie jak swą zielonooką bohaterkę. Nie ma ogrodów warzywnych w północnej Kanadzie. Zostały one unicestwione przez ten ostry, słony wiatr, który wieje od mielizn nadbrzeżnych”.
- Przeczytaj to powtórnie, proszę cię, Emilko.
Emilka spełniła życzenie kuzyna. Jimmy podrapał się w głowę i podniósł brwi do góry.
- I tacy chodzą wolni, nie zamyka się ich?

- „Powieść jest śliczna, dosłownie śliczna. Charaktery są naszkicowane pewną dłonią, dialog jest żywy, opisy przedziwnie plastyczne. Pełen prostoty humor tego opowiadania jest wręcz rozkoszny”.
- Mam nadzieję, że nie staniesz się próżna, Emilko - rzekła ciotka Elżbieta ostrzegawczym tonem.

- Jeśliby mi to groziło, to znalazłabym tutaj odtrutkę: „Ta słaba, pretensjonalna i sentymentalna opowieść - o ile to zasługuje na miano opowieści - pełna jest banalności, trywialności. Mnóstwo luźnych epizodów, nie powiązane urywki rozmów, tu i ówdzie długie rozważania i wpatrywanie się we własną duszę”.

- Ciekawa jestem, czy ta kreatura, która to napisała, znała sens wyrazów, których używa - rzekła ciotka Laura. - „Scenariusz powieści znajduje się w Kanadzie; w oddzielnej części tego kraju, stanowiącej zakończenie wyspy Newfoundland”.

- Czyż Jankesi uczą się geografii? - zawołał kuzyn Jimmy z goryczą.
- „Powieść, która nie zepsuje z pewnością żadnego z czytelników”. - To jest wyraz istotnego uznania - rzekła ciotka Elżbieta.
Kuzyn Jimmy spojrzał z powątpiewaniem. To brzmiało dodatnio, zapewne... rzecz jasna, że książka drogiej Emileczki nie może „zepsuć” nikogo, ale...
- „Pisać recenzję o takiej książce znaczy to samo, co rozebrać na części skrzydło motyla lub obedrzeć różę z płatków, ażeby dotrzeć do jej rdzenia”.

- Zbyt górnolotne - syknęła ciotka Elżbieta. - „Nieszkodliwe i łatwe, płynnie się czyta”.
- Nie wiem dlaczego, ale ta pochwała mi się mniej podoba - odezwała się ciotka Laura.
- „Ta powieść wywołuje uśmiech nie tylko na ustach, ale i w sercu czytelnika”.

- To jest zrozumiałe, nawet dla mnie - rzucił kuzyn Jimmy.

- „Zaczęliśmy czytać, ale niepodobna było skończyć tej nudnej i niedorzecznej książki”. - No, ja mogę tylko twierdzić, że im częściej się wczytuję w „Moralność Róży”, tym bardziej ją lubię - rzekł kuzyn Jimmy, oburzony. - Wczoraj czytałem ją po raz piąty i taki byłem zajęty, że zapomniałem o godzinie obiadowej.

Emilka uśmiechnęła się. Lepiej zdobyć uznanie Srebrnego Nowiu niż szerokiego świata. Co za znaczenie miały orzeczenia recenzentów, skoro ciotka Elżbieta wypowiedziała w końcu te słowa: - No, nigdy nie pomyślałabym, że taki zbiór kłamstw, jak ta książka, może brzmieć tak przekonywająco, tak prawdziwie!"

No comments:

Post a Comment