Monday 16 October 2017

O dyniach


Lekarz powiedział, że mogę uprawiać sport. Zanim jednak do tego dojdzie, warto by rozruszać zaniedbane mięśnie w kończynach, więc łapię kijki i idę na spacer aż do Kazurki, tam, gdzie miasto odcina się od lasu, na granicy między dwoma światami. Globalne ocieplenie obrodziło wyjątkowo urokliwym październikiem. Podążam wzdłuż torów, wracam okrężną drogą. Mijają mnie dorodni biegacze, którym mięśnie bynajmniej nie zanikły, panowie z wózkami pełnymi niemowląt, pani z suczką staruszką, której w otoczeniu drzew wraca młodość, a z nią chęć nurkowania w każdej kałuży. Zawracam i droga prowadzi mnie w stare koleiny, czyli uliczkę na poły wiejską, na poły nowobogacką: między budującymi się rezydencjami widzę pole dojrzałych dyń.

Ewidentnie już po zbiorach. Ciągnik przejechał się błotem i obrócił ziemię korzonkami do góry. Ale tu i ówdzie leży jeszcze jakaś dynia, z rozbitym pomarańczowym brzuchem, na wpół zgniła i brudna. Widzę i dynie mniejsze, i zielone kabaczki. Gawrony latają nad tym wszystkim szczęśliwe i obżarte jak domowe koty - nic dziwnego, przecież to słodkie. Im bliżej się przypatruję, tym bardziej dochodzę do wniosku, że źle oceniłam sytuację. Obfitość dyń pogrążonych w glebie jest zastanawiająca.

Podobnego zdania jest małżeństwo, które z nieśmiałą chytrością wchodzi na brzeg pola i ogląda porzucone warzywa. Mężczyzna sprawdza dynię nogą. Kobieta trzyma się przy chodniku i przypatruje się sceptycznie.

- Może to są dynie brzydkie, krzywe - zgaduję. - Takie, co nie sprzedałyby się w supermarkecie.

- A gdzie tam - facet wskazuje ręką. Mrużę krótkowzroczne oczy. - Wszystkie, zupełnie dobre, zwalili o tam na kupy, żeby zgniły. Pewnie ktoś dostał dotację, zaorali, obsiali dyniami. A zebrać się nie opłaca.

Faktycznie. Patrzymy na to marnotrawstwo, na pomarańczowe kule spiętrzone w malownicze stosy, lśniące w jesiennym słońcu. Doskonale wychowani, wiemy, że kraść nie wolno. Zerkamy na siebie nawzajem. Żadne nie przełamie się pierwsze.

- Gdyby chociaż postawili tablicę, że można brać, prawda?

- Prawda.

Odchodzę, tęsknie popatrując na pole. Zupełnie dobre dynie, pewnie są słodkie i soczyste, w niczym nie zawiniły, prócz tego, że ich za dużo i wskutek tego trochę za tanie. Słońce chowa się za chmurami, zaczyna mżyć.

Dynie gniją sobie dalej.

3 comments:

  1. W okolicy Piastowa regularnie spotykam się z niezebraną z pola np kapustą. Zawsze się można po prostu spytać gospodarza o pozwolenie - wiele osób tak robi.
    Pozostawione na polach zbiory to dość stała sytuacja jesienią, a szczególnie często spotykana tego roku z powodu zniesienia wiz przez UE dla Ukraińców. W czerwcu bardzo dużo truskawki pozostało niezebrane na polach ze względu na skokowy wzrost stawki za łubiankę. Cena truskawki na rynku (detalicznie płaciłem 8zł/kg) zmniejszyła popyt. Nie dziwię się Ukraińcom, że wybierają stawkę 4x większą w Niemczech, gdzie formalności z zatrudnieniem i pozwoleniem zajmują pracodawcy 15 minut przez internet bez wychodzenia z domu.
    Z niezebranych z pola warzyw najgorsza jest kapusta, w bezwietrzne dni śmierdzi niemożebnie do pierwszych mrozów, coś okropnego.
    Co do dyni, to warto zwrócić uwagę na nowe odmiany, ostatnio jadłem o smaku marchewkowym :) - dobra do ciasta.
    Wczoraj jadłem zupę dyniową z chili (ale nie z "marchewkowej" dyni)- pychotka.

    ReplyDelete
  2. Masakra, zawsze potwornie mnie denerwuje takie marnotrawstwo :( :( :( Często chodzę na spacery na podlubelskie pola i zdarzyło mi się np. widzieć całe pole marnującej się kukurydzy oraz sad pełen niezebranych wiśni (oczywiście wcześniej, na wiosnę, kwitnące drzewa zostały obficie opryskane pestycydami). Ale wpis cudny!

    ReplyDelete