Thursday, 27 February 2025

Pomarańczowa apokalipsa

 Gdyby ktoś chciał wiedzieć, co tam u mnie za oceanem, w dużych zarysach.

- mniej więcej miesiąc temu nowy rząd amerykański zamroził wszystkie granty z NIH, czyli głównej państwowej instytucji, która finansuje naukę w Ameryce.

- potem wprowadził zasadę, że tzw. koszty pośrednie grantów, w tym już przyznanych, mają wynosić 15% zamiast zwyczajowch, indywidualnie negocjowanych 50-75%. Już tłumaczę, o co chodzi: każdy grant przyznawany uczelni zawiera tzw. koszty bezpośrednie – to są pieniądze przyznawane na badania, oraz koszty pośrednie – naddatek przeznaczany na prąd, wodę, zwierzęta hodowlane, laboratoria usługowe, administrację i generalnie infrastrukturę.

- to nie znaczy, że wzrosną pieniądze bezpośrednio na badania. Po prostu ścięto ten "obsługowy" naddatek.

- insult to injury, wywalanie budżetu do góry nogami w środku roku ma konsekwencje

- zaskarżono to do sądu, sąd zamroził decyzję, istniejące granty chwilowo działają jak działały. Nie wiadomo, co będzie dalej.

- ponieważ impas, w ogóle nie są prowadzone nowe spotkania recenzentów przyznających granty. Nie odbyło się spotkanie mojej sekcji i będę aplikować w drugim terminie, mając nadzieję, że drugi termin się odbędzie.

- dwa lata po pandemii mamy więc coś w rodzaju lockdownu i ten lockdown ma imię i nazwisko.

Jaką to ma w ogóle racjonalizację?

- polowanie na czarownice: uważają, że z kosztów pośrednich finansowano „DEI” czy inne inicjatywy równościowe. Przy okazji, obecna administracja ma bardzo propagandowe pojęcie o tym, co to oznacza, ale to temat na kompletnie inną dyskusję.

- uważają, że uniwersytety powinny sięgnąć do swoich prywatnych majątków, tzw. endowmentów, żeby finansować naukę. Kłopot polega na tym, że zarządzanie tym majątkiem też jest obwarowane ścisłymi regułami. „Stać nas na wszystko, ale nie naraz” – najłatwiej ograniczyć badania oraz nabór doktorantów i skupić się na studentach przynoszących czesne.

- uważają, że NIH jest zły, bo w pandemię krytykował wiadomo kogo i przyczynił się do szczepień przeciwko covidowi. Ja to ze dwa razy jeszcze powtórzę: naukowcy ocalili miliony istnień i w zamian za to należy ich ukarać i odmalować jako złoli i wrogów. Znaleźliśmy się w świecie, w którym sama idea badań naukowych jest "lewacka" i całkiem sporo osób jest przekonanych, że trzeba je zwalczać.

- to nie jest wszystko. Sama organizacja NIH ma własne laboratoria i prowadzi badania podstawowe oraz  kliniczne. Ponieważ nie jest inicjatywą komercyjną, rozwija tematy, które biznesowi się nie opłacają: mało zbadane i nowatorskie, oraz choroby, które nie są priorytetem dla korporacji (np. choroby rzadkie). Cięcia w administracji rządowej, o których nasza prasa mówiła półgębkiem, a komcionauci kwitowali jako „zwalnianie biurokratów” dotyczą także naukowców, osób prowadzących badania kliniczne itp. Głównie młodych, stażystów i doktorantów, ale ostatnio gruchnęło, że nie będą także odnawiać kontraktów osobom doświadczonym. Będą się zamykać całe laboratoria i prowadzić masowe eutanazje unikatowych zwierząt – modeli badawczych. My jesteśmy bardzo wyspecjalizowani. Stracisz jedną taką osobę, tracisz całą gałąź badań.

Nikt z tzw. szerokiej publiki o tym nie mówi. Nikt za bardzo tego nie rozumie. A w ogóle naukowcy przemądrzali są i mówią takim skomplikowanym językiem jak prymus, którego nikt nie lubi, prawda? No bo nikt nie lubi mądrali. Nie wiadomo, po co to komu. No a w ogóle to podejrzane, że niektórzy badają wirusy, a inni – środowisko.

Czy już wiecie, dlaczego się obrażam za popkulturowy obraz szalonego naukowca?

(Inny wątek, jaki się przewija jest klasowy. Dlaczego wy macie mieć dobrze, skoro my mamy źle? Niech będzie źle wszystkim, żeby razem było jeszcze gorzej. Stare jak świat - proletariacka rewolucja zjada sąsiadów, podczas gdy możni szczują jednych na drugich).

Co będzie dalej?

Nie wiem. Staram się kończyć publikację. Uniwersytet nas broni i może się uda z tego wyjść suchą nogą. Ale marzenia o własnej pracowni mogę już raczej spisać na straty. Nauka amerykańska jest w lockdownie. Zachowanie wirusa da się przewidzieć; działa według reguł prostej matematyki. Obecna ekipa rządząca - nie bardzo.

No i tyle. Nie piszę. Stresuję się. Postaram się skupić na twórczości. Może następny updejt będzie bardziej optymistyczny.  

Brońcie nauki, mimo wszystkich wad systemu jest ostoją dobrego w świecie szaleństwa.

Sunday, 2 February 2025

Wyszłam z fb, icoteras.

 Gdyby ktoś się zastanawiał, gdzie się podziałam, zdezaktywowałam przedwczoraj konto na facebooku. Prywatne, strona autorska nadal istnieje. To nie jest pierwszy raz, kiedy ewakuuję się z tej platformy i jak poprzednio, nie chodzi o jedno wydarzenie czy też zderzenie z ludźmi, ale całą ich serię. Okoliczności związane z robieniem nauki w Stanach zrobiły się nagle bardzo stresujące – a powiedzenie „przypływ podnosi wszystkie łodzie” może się nie sprawdzać w ekonomii, ale sprawdza się w przypadku poziomu stresu. Jeśli trwasz w dużym napięciu nerwowym, nie masz zasobów na radzenie sobie z pomniejszymi stresami (na przykład takimi, jak spektakularny upadek autora, którym się miało „umeblowany” pisarski pokój).

Miałam trochę czasu, żeby się pozastanawiać nad tym, co robią z naszymi głowami social media, jak zmieniają i spłycają relacje międzyludzkie. I czy naprawdę autor, badacz musi być ciągle obecny online. Nie każdy się czuje z tym komfortowo, nie każdy jest w tej obecności bardzo dobry, nie każdy jest ekstrawertyczny (lub dobrze udaje). Social media skłaniają do gigantycznego poziomu oversharingu, po którym pozostaje kac. Platformy social mediowe robią się coraz bardziej dysfukncyjne, zapchane śmieciowymi treściami wygenerowanymi maszynowo i obliczonymi na podwyższenie temperatury dyskusji. A myślenie wymaga ciszy.

Być może pisarstwo w takiej formie, w jakiej je znałam, już zanikło, przeistoczyło się w hybrydowy gatunek, gdzie performance ma tyleż znaczenia, co sama treść. A największym talentem jest wstrzelenie się w algorytmy. Być może jednakowoż pierniczę. Przypuszczam, że przekonamy się za czas jakiś.

Czy tym razem wrócę, czy nie, to się jeszcze zobaczy.

Wednesday, 8 January 2025

Co właściwie pisze Aleksandra Janusz?

Troszeczkę w ramach przypomnienia się ludziom, odrobinę w ramach tzw. placeholdera, zanim przyjdą mi do głowy nowe tematy na posty. 

 Jakie są moje teksty literackie?

Przede wszystkim oddają moje zainteresowania. Będą zatem "nerdowe" i czasem (no dobrze - często) podejmą temat mojej najnowszej fascynacji. Prócz krótkiej podyplomówki z dziennikarstwa nie mam wykształcenia humanistycznego, więc to jest trochę "literatura inżynierów", ale lubię się też bawić słowem, narracją, stylizacją. Jeśli wam to pasuje, jeśli szukacie nowych ciekawych rzeczy, to je tam znajdziecie.

Piszę też dużo o relacjach międzyludzkich - bo są dla mnie ważne - i czasem podejmuję bardzo ciężkie, emocjonalne tematy. Staram się opowiadać o nich cicho i delikatnie, żeby odpowiednie dać rzeczy słowo, ale one tam są. To tak w charakterze popularnych obecnie ostrzeżeń, czyli "trigger warningów". 

Bardzo rzadko piszę o romansach (do tej pory taki wątek pojawił się tylko raz), jeśli pojawiają się pary, to już takie istniejące. Niewiele też u mnie cielesności, jeśli jest, zaciągam bohaterom zasłonki. Taka preferencja, chociaż niczego nie wykluczam. Coś może kiedyś.
 
Opowiadania są zwykle trochę bardziej eksperymentalne tematycznie i formalnie, niż nowele i powieści. Krótka forma to idealny sposób na zrealizowanie pomysłu, który jest dobry tu i teraz, ale niekoniecznie mam ochotę ciągnąć go przez pięćset stron. Do tego służą powieści przygodowe.

W moich tekstach literackich pojawiają się bohaterowie wszelkich kolorytów i rodzajów. Nie piszę o sobie, tylko o świecie, który mnie otacza, ale bardzo możliwe, że wasz świat wygląda nieco inaczej. Jeśli tak jest, spróbujmy się porozumieć. 

Tuesday, 7 January 2025

Taktyczna kropka.

Po internecie zaczęła krążyć informacja, że FB pozbywa się moderacji i będzie pozwalać na więcej treści związanych z wolnością obrażania się nawzajem (bo wątpię, żeby algorytm zrezygnował z banowania za wykrycie biustu w fotografii porcelany). To jest moment, żeby zacząć trzymać rękę na pulsie, poarchiwizować swoje tobołki i ewakuować się, jeśli atmosfera stanie się zbyt nieprzyjemna. Zarówno X, jak i nawet Threadsy okazały się dla mnie trochę zbyt intensywne.

W tym momencie wyobrażam sobie teoretycznego trolla, który się bardzo cieszy z tego, że nie chcę czytać nieprzyjemnych rzeczy, ale ja nigdy jakoś tego nie ukrywałam. W socjalach jestem dla kontaktu z ludźmi, a nie dla adrenaliny, naprawdę mam dużo adrenaliny w życiu na co dzień, mój prywatny wall cenzuruję zupełnie osobiście, bo nie mam obowiązku wpuszczania do domu każdego, kto mi chce nanieść do niego błota i nie zmieni buciorów na papcie albo chociaż nie wytrze nóg. Docelowo postawię sobie gdzieś własną domenę niezależną od żadnego molocha. Jeszcze tam trochę będę, ale jedną nogą. 

Blog tutaj można śledzić, jeśli chcecie (i jeśli nie mówię właśnie do ściany).