O człowieku, który szukał szczęścia

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma lasami żył sobie pewien człowiek. Miał on swój mały ogródek, mały domek, mały majątek i dziewczynę, również niezbyt dużą. Z dnia na dzień prowadził tak swoje tycie życie, nie czuł się jednak szczęśliwy. Pewnego ranka jak zwykle wyszedł do pracy, ale na skrzyżowaniu rozmyślił się, zamiast w prawo skręcił w lewo i wybrał się na poszukiwanie swojego szczęścia. 

Na początek postanowił zdobyć majątek. Udał się do Afryki, gdzie sprzedano mu (na kredyt) kopalnię diamentów. Wkrótce wzbogacił się tak bardzo, że kupił dwa szwajcarskie banki i chińską fabrykę wkładów do piór wiecznych. Połową majątku zaczął grać na giełdzie, a drugą połowę zainwestował w złoto. Nabył dwa różowe cadillaki i odbił najnowszą dziewczynę Mike’owi Jaggerowi. W Hollywood sfinansował pełnometrażowego Bolka i Lolka, swoją ulubioną bajkę z dzieciństwa.

Nadal jednak nie czuł się szczęśliwy.

W końcu fabryka upadła, banki zbankrutowały, w giełdę trafił kryzys, kopalnię diamentów przejęli terroryści, a rezerwy złota skonfiskował oddział eskimoskich bojowników o wolność pandy wielkiej. Dziewczyna go opuściła, cadillaki ukradziono, a Bolek i Lolek poniósł spektakularną klapę. 

Nasz bohater znów wybrał się na poszukiwanie swojego szczęścia.

Zapuścił się w rejony źródeł Amazonki i odnalazł nieznane plemię, które żywiło się głównie grzybami hodowanymi na słomkowych kapeluszach noszonych dla ochrony przed deszczem. Łowił piranie na banknoty stuzłotowe, a także uczył kapibary śpiewu.

Gdzieś w Tybecie odnalazł klasztor buddyjski i przez dwa tygodnie umartwiał się, śpiąc na posłaniu z ziaren fasoli, przykryty kocem własnoręcznie uplecionym z pokrzyw. W ostateczności nie został jednak mnichem, ponieważ bał się doić lamy. 

Jednak podróże również nie przyniosły mu szczęścia, a jedynie zrujnowały zdrowie. Złapał dengę i malarię, hemoroidy oraz gruźlicę dużego palca u nogi. Przewieziono go do zadżumionego szpitalu na Madagaskarze, gdzie posmarowano mu palec bobrzym sadłem i pobrano woskowinę z uszu. Nasz bohater zasnął z postanowieniem, że już nie będzie poszukiwał swojego szczęścia.

Leżał tak tydzień, dwa, wreszcie miesiąc. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie miał co robić, więc wyciągał wnioski z porażek i myślał. Najpierw poprosił pielęgniarki o papier z bambusa i ogryzki ołówków. Następnie rozebrał na kawałki zepsutą aparaturę medyczną, która kurzyła się z magazynie, a brakujące części wyrzeźbił z drzewa balsa. Wreszcie konstrukcja była gotowa. Bohater ustawił ją na podwórku i wcisnął wielki czerwony guzik. Buchnęły parą dysze, zaczęły się obracać kółka zębate. Maszyna ożyła. 

I tak oto człowiek, który nie mógł nigdzie znaleźć szczęścia, zbudował je sobie sam.

No comments:

Post a Comment