Friday, 11 December 2015

Wbrew pozorom istnieję.


Gdyby ktoś mnie szukał na fb i nie mógł znaleźć:
Zdezaktywowałam konto, nic mu się specjalnego nie stało. Po prostu nie wytrzymałam ciśnienia.

Kiedy wyprowadzałam się od rodziców, to była końcówka 2007; byłam chora i zmęczona, nie tylko sytuacją polityczną. Zdecydowałam wtedy, że nie kupię telewizora i do dziś go nie mam. Ale zdaje się, że to samo robię sobie za pomocą mediów społecznościowych.

Popieram protesty przeciwko demolowaniu Konstytucji i TK; zawsze uważałam tę część naszego ustroju za najcenniejszą, pamiętam jeszcze dyskusje z 1997 i emocje towarzyszące jej ustanowieniu. Wszystko inne stapia mi się w tej chwili w magmę, z której nie potrafię wyłonić nic ponad to, że jest źle. Czuję się jak lord Jim skaczący ze statku. Udzielam wsparcia (czy chodzi o rozemocjonowany KOD, czy o zimno kalkulujące Razem), ale z oddali.

Nie dam rady zaangażować się politycznie, nie tylko dlatego, że wiecznie mam wątpliwości, czy przypadkiem ktoś nie próbuje wykorzystać szczerych intencji moich i moich znajomych (kilka lat temu, w dość lokalnej sprawie, której nie było na pierwszych stronach gazet, to właśnie mi się przydarzyło). Także z pobudek, które z moim uważaniem mają niewiele wspólnego. Dzieje się tak nie po raz pierwszy; może kiedyś będę tego żałowała.

Ktoś na tym całym chaosie korzysta, ktoś go wykorzystuje prawdopodobnie. Komuś zależy na destrukcji.

Musi być ktoś, kto siedzi i buduje, dłubie teksty i ogląda neurony, nawet jeśli pies z kulawą nogą nie obejrzy tych tekstów i tych wyników (nie umyka mi znaczenie fb jako narzędzia promocji).

Jeśli będę mieć coś ciekawego do powiedzenia, powiem tutaj. Może ktoś zagląda gdzieś poza swoim wallem. Jeśli nie, po prostu będę milczeć.
See ya ;)

1 comment: